8 września 2012


Jeśli chcesz zdobyć mężczyznę, moja droga, a nie chłopca, który lubi gry video, nie bądź zbyt nachalna, dopasuj się do jego żeber, do przestrzeni między nimi, niech wchłonie Cię płucami do serca na wieki.

23 sierpnia 2012

Teatr masek.

Obudziłam się pewnego słonecznego poranka, pod koniec piętnastych wakacji w życiu i zdałam sobie sprawę z tego, jak mało posiadam. Ludzie, którzy mieli być podporą mostu, najgrubszą belką ze wszystkich w całym molo, stali się tylko rzadkim przypływem, który obmywa moje stopy, często jeszcze nie całe. Oni przypływają, pokazują swoją obecność, moczą delikatnie i subtelnie czubki niebieskich paznokci, by znów cofnąć się z szybkością pioruna wstecz. Przychodzą i zabierają to, co przed sekundą ofiarowali, niby bezinteresownie. Są jak chmury burzowe przynoszące deszcz, który ma za zadanie zmyć całe złudzenie, ogromną powłokę nadziei, jaką dawali z każdym kolejnym powrotem. I tak koło naiwnych głupców się zamyka, przysłowiowa historia powtarza się każdego dnia, a Oni zakładają kolejne maski z całej skrzyni rekwizytów

19 maja 2012

Najgorsza z pliku możliwych rzeczy, z prawdopodobieństw, które są bardziej lub mniej realne, z tysięcy możliwości, konfiguracji i kolaboracji, gorsze od pozbawienia Internetu, jedzenia, wody lub snu jest po prostu strata ukochanej osoby.

8 maja 2012

Są takie chwile, że umieram z przeciążenia serca miłością.


Podziwiam swój koniec. Patrzę na obraz z taniego, krótkometrażowego dramatycznego romansu połączonego z romantycznym dramatem i może jeszcze szczyptą horroru, z którego zapożyczone zostały jęki i krzyki. Scenariusz jest prosty, dwie krótkie scenki: Kocham. Umieram.

15 kwietnia 2012

Tylko mnie kochaj.


Pieprzysz piękne farmazony. Karm mnie nimi. Jeszcze i jeszcze, aż do końca mojego czy Twojego żywota, do skończenia świata, apokalipsy, wybuchu Ziemi czy whatever. Po prostu wpychaj mi je do uszu, do ust, do nosa. Bo wiesz, kocham Cię. A te kłamstwa razem z Tobą.

5 kwietnia 2012

Nie mogę wyrzucić z serca kogoś, kto wbija mi lukrowe ciernie w jego ściany.

Siedzę w ciemnym pokoju ze słuchawkami w uszach, w których rozbrzmiewa nasza piosenka. Tak. Nadal ta sama, którą zadedykowałeś mi w tamte wakacje. I zamykam oczy, wsłuchuję się w tekst, którego i tak nie rozumiem, i przez chwilę czuję, że pokój jest wypełniony. Mam wrażenie, że jesteś blisko, dotykasz mych pleców, spełniając wreszcie moje wstydliwe sny. A ja taka nieidealna, z rozczochranymi włosami, siedzę w koszulce ubrudzone odciskami moich warg i patrzę na Ciebie. Mój wzrok wygląda tak, jakby miał skakać ze szczęścia. Tak, że nie da się tego opisać. Bo skarbie, mój świat kończy się na Twoich oczach.
 __

Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale nie mogę zebrać myśli, gubię się i krzątam jak nieporadna kaleka. 

9 marca 2012

Cześć. Kocham Cię. Żegnaj.


Jestem głodna. Mam ochotę na kawałek Twojego serduszka z sosem czekoladowym, który tak bardzo lubisz, na Twoje oko, na garść Twoich włosów, na ręce, które mogłyby obejmować mnie w pochmurne i smutne dni, na uszy, brzuch i nogi, które tylko u Ciebie są tak niezwykłe, choć identyczne jak każdego chłopaka. A na deser skosztowałabym Twych malinowo-czekoladowych ust, które byłyby otwartą bramą do Edenu.
 __

I miss U. 

27 lutego 2012

Przytulam Cię w mojej głowie.

Chyba się naćpałam. 
O tak, naćpałam się nim, jego oczyma, jego ustami, włosami, słowami, jego epitetami, serduszkami i buziakami. Naćpałam się tym wszystkim, co wniósł do mojego życia i czuję się jakbym miała zaraz upaść, złamać dwa żebra i leżeć z zakrwawionymi oczyma.  Super uczucie. Ale wiesz jak jest z dragami. Zawsze chcesz więcej. I JA W TYM MOMENCIE O TO WOŁAM. Chcę więcej. Pragnę więcej jego oczu, więcej słów z jego ust, więcej jego idealnych włosów. Kupuję Go całego, wszystkie kilogramy, co do grama. 

22 lutego 2012

Po dzisiejszej nocy został tylko popiół spalonych marzeń.


Odchodzę, gdy prosisz, abym została; śmieję się w poważnych momentach; krzyczę, niszcząc romantyczną ciszę; mówię i patrzę na Ciebie od rana, gdy jesteś nieogarnięty, a Twoje włosy mogłyby służyć za kompas, wskazujący każdą stronę świata. Kocham Cię, gdy się kłócimy, kocham Cię, gdy śpisz i gdy Cię nie ma. Robię to we dnie i w nicy, zawsze, z każdą nanosekundą o cały świat i dwa uśmiechy mocniej.

17 lutego 2012

Znów byłeś w mojej głowie.


Jedyne co mogę teraz zrobić, by przetrwać
To spać i nie śnić
Ogłuszyć tępym narzędziem mózg
Okaleczyć wyobraźnię
Udusić serce
Zacisnąć aortę
I umrzeć
Odejść w ciszy
W powozie czarnym
Zaprzyjaźnić się z samotnością.

7 lutego 2012

Where are you?

Płaczę. Ciągle. Na każdą myśl o Tobie oczy mi się topią, a przecież wiesz, że nie potrafią pływać. Więc zabaw się w ratownika i wyciągnij je z wody, zarzuć im koło ratunkowe, kapok, whateever. Po prostu pokaż, że Ci zależy.

5 lutego 2012

Śnię o Tobie nawet gdy nie śpię.

Stałeś się moją zmorą, szczęściem, obłudą, famą, radością, ciężkim workiem z emocjami i wszystkim, co mam w tej chwili. A za moment, po Twoim odejściu, będę lżejsza o całe trzy tony miłości i innych "nieważnych" (tj. tęsknoty, radości, uśmiechu). Zabierzesz mi to, choć nie będziesz z tego korzystać. Nie chcesz. Nie potrafisz tego robić.

28 stycznia 2012

Odkąd dowiedziałam się, że mieszkasz w mojej głowie, zaglądam tam coraz częściej.

Ciągle zmieniam zdanie. Jestem jak rozkapryszone dziecko, jak mała księżniczka, jak babcia z Alzheimerem, jak pies z rozdwojeniem jaźni. Tylko jedna rzecz nie zmieniła się od dwóch lat, od siedmiuset trzydziestu dni, od siedemnastu tysięcy pięciuset dwudziestu godzin, od bilionów oddechów i spojrzeń. TY. Ciągle jesteś mój. Mieszkasz w moim sercu, w głowie i wszędzie tam, gdzie mieszkam ja. Jadasz ze mną śniadania, ze mną wstajesz i kładziesz się późnymi godzinami, razem ze mną rozwiązujesz problemy matematyczne, oglądasz filmy i żyjesz ze wspólnym płucem.

27 stycznia 2012

Zostańmy w tym świecie, proszę.

Tęsknię. A w głowie mam kolejne tysiące obrazów, pejzaże, słowa, piosenki i uśmiechy, którymi obdarzasz mnie w snach. I to wszystko jest moje. Tak po prostu zamykam oczy i mam cały świat, który jest strasznie surrealistyczny. Ale lubię Cię posiadać. Znać i planować każdą Twoją wypowiedź, zmuszać Cię do uśmiechów i pocałunków, bezwzględnej miłości, gdy Ty nawet nie możesz protestować. W mojej głowie wszystko jest takie proste. Jesteś, nie możesz odejść, kochasz mnie i robisz wszystko, o czym zdążyłam dopiero zamarzyć. Akceptuję ten świat, tych ludzi, którzy w  nim żyją, którzy są tylko atrapami kartonowych manekinów. Uwielbiam. I Ciebie, i ten świat.

22 stycznia 2012

Dziękuję za kolejną klatkę z Twoich rąk.

Brakuje mi Twojego dotyku, Twoich spojrzeń, nazywania mnie Twoim Niebem, Słoneczkiem, Kochaniem, a podobno nadal nim jestem. Chcę Cię tutaj. Rozumiesz? Chcę, żebyś siedział przy mnie i nazywał mnie leniem, żebym mogła stać się dla Ciebie zła, wściekła za Twoją ciągłą nieobecność. Ale zniknąłeś. Wciąga Cię rzeczywistość, do której nie mogę się przyłączyć. Bo ja jestem tylko farmazonem ubranym w jedwabną suknię, diamentowym wisiorem zamkniętym w stalowym sejfie lombardu. Tęsknię tak cholernie, tak bardzo mocno, tak nienaturalnie.

11 stycznia 2012

To jedna z tych chwil, w których ocean byłby za głęboki, żeby się w nim utopić, a Jego oczy uznaję za wielką otchłanią, w której umiera się od oddychania.

Nienawiść do Ciebie będzie rosła w siłę wraz z miłością, którą obdarzam Cię każdego poranka. I nawet autoagresja nie pomoże odizolować tych dwóch uczuć mieszających się wzajemnie w pokrętnym naczyniu. Wciąż będę Twą niewolnicą z łańcuchami na nogach, z kajdankami na nadgarstkach. Serce wciąż będzie oplecione cierniami, po których rany wywołuję sama. Kocham Cię. Wybacz mi. Nienawidzę Cię. Wybacz.

3 stycznia 2012

"Próbuję otworzyć oczy, huk rozlepianych powiek, wiruje mi w głowie powietrze, jakieś takie cięższe."


Udziel mi pozwolenia, daj mi przywilej, chcę całować Cię całego, od stóp do głów, posmakować skóry w każdym miejscu, zobaczyć każdy Twój uśmiech, policzyć każdy ząb. Oddaj mi cząstkę swojego ciała, ofiaruj się dla mnie. I choć raz pozwól uwolnić się mojej miłości, rozłożyć skrzydła, nie każ jej czekać. Pozwól mi kochać. Przytulać Cię. I marzyć o Tobie tak skrycie, bo chociażby w wyobraźni. Zdefiniuj mi dzień w całości. Bądź moimi dwudziestoma czterema godzinami. Każdą minutą, godziną, każdym oddechem i łzą uronioną na blat drewnianego stołu. Stań się kwiatem, wschodzącym słońcem, rytmem każdej nuty. Powiedz, że jesteś mój. Że nikt więcej się dziś nie liczy. 
__

tytuł postu zaczerpnięty z pierwszych wersów ukochanej piosenki Happysad- Z pamiętnika młodej zielarki.

30 grudnia 2011

Epizodyczne marzenie w tle trzecioplanowego snu.


Przez całą noc leżałam, myśląc o Tobie i patrzyłam na sufit, i wyobrażałam sobie, że jest on moim kawałkiem gwieździstego raju, który podarowałeś mi, nazywając mnie po raz pierwszy swoim niebem.

29 grudnia 2011

Daj. Daj mi cząstkę siebie. Kawałek serca. Płuca. Whatever.


Gdybym miała Twój numer, dzwoniłabym do Ciebie, co dwie sekundy i sprawdzała czy, i w jakim tempie oddychasz, by móc robić to razem z Tobą i poczuć, że mamy jedno zrośnięte płuco.

24 grudnia 2011

" Hi. I'm missing you. Maybe you know - I love you. "


Przydałaby się Twoja obecność. Twój oddech, który czułabym we śnie, słowa, które wymyślam w każdej sekundzie życia, dotyk, tęsknota, którą otrzymałabym pod choinkę, dzisiaj, gdy pierwsza gwiazda zasłoniłaby Słońce, a niebo pokryłoby się granatową okleiną. Przydałoby się, żebyś był. Potrzebuję Cię. Pragnę nawet idiotycznych życzeń z internetu, które wysłałbyś mi, myśląc przy tym o mnie przez chwilę. Bo gdy Cię nie ma, ziemia łamie się na pół. A ja jestem w tej szczelinie, w tej dziurze, która wszystko wchłania. I nie jestem ani tam, gdzie Ciebie nie ma, ani tam, gdzie byłabym najdalej. Jestem nigdzie. I topię się w drgawkach i łzach. I umieram tam samotnie, bez Ciebie, w tej dziurze. Duszę się tęsknotą. 
 ___

Wesołych świąt wszystkim. 
No i Tobie. Żebyś był. Żebyś miał siłę. Żeby z Tobą wiązało się zawsze wszystko, co dobre.

15 grudnia 2011

Zamknij oczy, by nie widzieć zła tego świata.

Bezsilna i drobna, z psychiką jak popękane szkło, jak przedmiot, o który obijają się wszyscy, zostałam wypchnięta przed dwie kończyny nazywane nogami na krawędź życia, gdzie ponoć miałam ugryźć szczęścia. Błagałam po cichu samą siebie, ażebym została oszczędzona. Nie chciałam, mimo mojej nieszczęśliwości, poddać się na środku drogi, położyć wręcz pod pędzący pociąg. A jednak z drugiej strony pragnęłam tego, chciałam pokazać, że mam silę, że jestem niezniszczalna. Na początku nieśmiałe kroczki, na palcach przemieszczałam się w lewo. Przez moment czułam się jak słabeusz, który szuka prostej drogi. Ale zaraz nie bałam się już. Robiłam coraz większe kroki w mniejszym odstępie czasu. Nie wytrzymując napięcia rzuciłam się w dół. Już nie miałam możliwości powrotu. Moja biała suknia wirowała na wietrze podczas huraganu. Ręce rozpostarte niczym orle skrzydła przedzierały się przez niewidzialną powłokę, pokonywały opór jaki stawiało powietrze chcące podtrzymać mnie u góry jak najdłużej. Zrobiłam jeden przewrót i zaraz drugi. Zawirowało mną. Słyszałam tylko świst w uszach, coś ciągnęło mnie za nogi, zaczęłam lecieć szybciej. I w końcu upadłam. Kości roztrzaskały się na miazgę. Już nic nie czułam, leżałam tylko nieruchomo z otwartymi oczyma, a moja psychiczna część uniosła się pod postacią obłoku nad ciałem. Rozłożyłam się jak pierwiastek, na dwie części, które go budują. Mianownik zapakowany do czarnego worka, licznik unosił się wysoko obserwując ludzi i ich myśli. Nie chcąc słuchać tych bredni, moja niebiańska część uniosła się i poszybowała do domu. A reszta spoczęła jak te tryliardy innych ludzi.

9 grudnia 2011

List do S.


Drogie serce.


Mam takie skromne pytanie, które wpycha mi się na usta w każdej sekundzie mojego życia.
I chciałabym, żebyś mi na nie odpowiedziało. Może wreszcie przestałabym szukać Jego idealnej podróbki, wodząc po oczach i słuchając głosu przypadkowych przechodni. A więc – dlaczego On? Dlaczego to za Nim tak tęsknię, o Nim śnię? Dlaczego to Jego twarz widzę pod zamkniętymi powiekami? Nie umiem uwolnić się od tęsknoty, którą mi narzucasz. I chociaż czasami pozwalasz jej się ukryć, to ona wraca. Wiesz jak mnie rani. Jak przylega idealnie do mojego spłaszczonego narządu, którym jesteś. W ogóle to dlaczego Ty kierujesz wszystkimi emocjami? Przecież jesteś tak nieodpowiedzialne. Tak strasznie się mylisz, a do popełnionego błędu nie potrafisz przyznać. Więc dlaczego?

4 grudnia 2011

" Baby, don't cry. I'm stupid. I don't see your love. "


Mogłabym za Tobą co chwilę tęsknić, każdą sekundę poświęcić na rozmyślanie o Tobie, na konfigurowaniu obrazów, na których TY w roli głównej i JA, gdzieś tak obok, nieśmiała i zagubiona bym stała. Ukradłeś mój mózg i wyryłeś w nim drzwi, za którymi upchnąłeś cały mój intymny świat. I odtąd jesteś we mnie, zawsze blisko, ciągle czuwasz i elektryzujesz moje serce. Każesz mi żyć, pchasz do świata i tulisz swą krwawą miłością.

28 listopada 2011

Nie uciekaj, nie bój się i nie odrzucaj mojej miłości.


Ty mnie nie potrzebujesz. Jestem tylko jedną z dwóch milionów kobiet, tysięczną z rudymi włosami i ciemnymi oczami, kolejną z bladą cerą i nienagannym stylem wypowiedzi. Jedną z wielu, które pragną miłości, chciałyby spocząć w Twoich męskich ramionach, otulić się na chwilę Twoim zapachem, bliskością, której dostarczasz w tak podniecający sposób. Ponownie jestem jakimś tam nieokreślonym ułamkiem, daną częścią tych, które śnią o Tobie nawet w dzień. I gdybym miała powiedzieć, czym dla mnie jest szczęście, podać definicję miłości, tego uczucia przestawianego w romansach, to napisałabym Twoje imię, zresztą jak wiele z tych, które gustują w smaku Twoich warg. Po myślniku dodatkowo wypisałabym cechy Twojego charakteru, opisała lirycznie Twoje oczy i usta, wyimaginowane zresztą, dodała najlepiej zdjęcie i wycinki moich snów na tęczowej wstążce z chmur. Mimo wszystko nadal pozostanę jedną z milionów, które nie wyróżniają się niczym wspaniałym, które są takie same we wszystkim, a jednak tak pozornie inne. I będę taka do czasu, gdy nie poczujesz szybszego bicia serca, na widok mojego imienia.

26 listopada 2011

Boimy się mówić o tej miłości, która rozpętała siedemnaście wojen serc.


Nawet jeśli uciekniesz jutro gdzieś daleko, mijając góry i rzeki, przepływając każde morze, wdychając wszystkie zapachy i zostawisz mnie samą, w szmatach, w których tkwić będę do końca świata, to pamiętaj, że nie ukradniesz mi marzeń. Tych wspomnień, które stworzyłeś, które zamknęłam w plecaku na rzep. Bo będę je nosić zawsze przy sobie, gdzieś blisko serca, blisko oczu, które nigdy Cię nie widziały. I nie kłóć się, że kiedyś sama je zgubię, otworzę plecak i wysypię do morza, a one wilgotne utoną gdzieś przy brzegu. Bo potrzebuję ich.  Nawet, kaleczącego mą twarz, dotyku Twoich słów. 
__

Tęsknię.

22 listopada 2011

Każda moja chwila wypełniona jest tęsknotą.


Kochanie, znów Cię wołam. Stoję w świetle księżyca i nie widzę niczego poza pustką dokoła. Kajdanki u twych stóp są tak ciężkie, że nie możesz się nawet odezwać, słysząc moją rozpacz, wychodzącą z palącego się wnętrza. Ale ja znów czekam. Znów karmię się cienką nadzieją, że wyzwolisz się i będziesz mógł przytulać mnie tak bez powodu, bo brakuje mi Twojego ramienia, o które mogę się podeprzeć, Twoich ust i rąk muskających mą bladą skórę, Twego głosu mówiącego mi, co mam robić, śpiewającego romantyczne ballady. Ciebie samego. Mógłbyś wrócić, już teraz, wrócić do mnie tak, jakby nie było Cię tylko godzinkę. Nawet w podartych ubraniach, nawet z siniakami na ciele. Po prostu pojawić się jak duch i szepnąć do ucha, że tęskniłeś.

20 listopada 2011

Robisz mi pralkę z mózgu i serca.


Jeżeli mogłabym wybrać jedną jedyną rzecz z długiej listy możliwości, gdybym mogła zabrać coś do domu i po prostu postawić przy łóżku, by pocieszał mnie we łzach, uspokajał w euforii, przytulał w złych chwilach, mówił, że miłość istnieje poza filmami, a śmierć nie jest taka zła, gdy umiera się dla kogoś, to wybrałabym Ciebie. 
Bez względu na Twoje siniaki, przekleństwa czy grzechy, które popełniasz. Po prostu chciałabym, żebyś to Ty był blisko mnie, żebym mogła wypowiadać Twe imię ciągle, żebym mogła się do Ciebie uśmiechać i nic ani nikt nie odzywałby się wcale. Po prostu chciałabym przerywać z Tobą ciszę, która panuje po napisach końcowych każdej kolejnej komedii romantycznej.

19 listopada 2011

Oddaj mi serce, krzyczące za miejscem w mojej piersi.


Moja gwiazdo z nieba, chodź tutaj do mnie, obejmij mnie swymi szerokimi ramionami i pogłaszcz po głowie. Ten dystans między nami się nie liczy. Pokonaj setki tysięcy lat świetlnych i po prostu bądź. Bo nikt tak jak Ty nie umie mi pomóc. A uśmiech tęskni już za mą twarzą.

14 listopada 2011

Nie mam nic, tylko tę miłość.


Potrzebuję doktora, największego specjalisty, takiego, który wyleczyłby mnie ze śmiertelnej dolegliwości- tęsknoty. Wiem, że jestem stracona, że nikt mnie nie chce. Każdy lekarz wyrzucał mnie za drzwi, ściskał moje serce i blokował tętnice, a krew w nich się zatrzymywała- ja tylko cierpiałam. Nawet krzyk nie przekonał ich, że czas umyć ręce od mojej krwi. Każdy z nich zamykał mnie w szklanej komorze, kładł na stół i z dziką namiętnością wycinał kolejne kawałki serca. Sprzedawał moje oddechy, a ostatnie tchnienia nawet przecenił. Znów udało Ci się, mój kochanku, zamordować mnie, ale pamiętaj, że bogowie skazali mnie na karę, na wieczną tułaczkę po świecie pozbawionym miłości.

13 listopada 2011

Cały mój świat kończy się na Twoich oczach.


Odmówiłam Ci przyjęcia łapówki za Twoje grzechy. Bo nie chcę jakiejś wymuszonej miłości, opakowanej w różowy papier z serduszkami. Nie chcę, żebyś myślał o mnie na przymus, żebyś tracił czas na kłamanie. Chociaż lubię Twoje bajki, które sprzedajesz mi tak łatwo, naciągając mnie na wielkie pieniądze. Ale czy pojęcie duszy i łez da się przeliczyć na monety? Karm mnie tymi złudzeniami, tymi bajkami, które tak uwielbiam. Epika, liryka, dramat to w Twoich wargach tylko zminimalizowana obłuda, którą wpychasz mi do ust. Tak naprawdę, to nie wiem czy Ty tęsknisz, czy tylko zapychasz mnie kalorycznymi tekstami, żebym nie była głodna i nie krzyczała o więcej. Chcesz zabić mój głód? Powiedz, że mnie kochasz, a zaraz potem, że musisz odejść. Albo i nie. Bo z tym drugim głód będzie wzrastał i dosięgnie potęgi USA. Wiesz, tak się zastanawiam, czy to też nie jest moja wina. Całe kłamstwa, obłuda, śmiech, pragnienie dotknięcia naszych dłoni. Czy to czasem nie ja podsunęłam Ci ten pomysł, zepchnęłam Cię na ten właśnie tor? To może moja wina. Bo to ja zgrzeszyłam. Zdewastowałam obojętność emocjonalną. Zakochałam się. Dwa lata temu, wieczorem, w zimę. Poczułam coś, czego nie umiałam wcześniej opisać. I wtedy zrozumiałam, że krzykiem tęsknoty można przeciąć na pół z siedem brygad żołnierzy, a może i nawet rycerzy odzianych w metalowe zbroje, z giermkami i hełmami na głowach. Teraz cierpię. Tylko mi zostało. Bo tak Cię kocham, bo tyle znaczą dla mnie Twoje słowa. Ale wiem też, że umiem mocniej kochać. I tylko na to mam siłę. I tylko na to, tę siłę warto wykorzystać. Nic innego nie jest warte krzyku i tarcia serca o tarkę do ziemniaków. Nie oglądajmy już Cartoon Network, czy Disney Chanell, bo to nas wzmacnia. I powiększa Twoje kłamstwa. I pogrubia moją miłość.

8 listopada 2011

Psychoza.


Krzyczę. Krzyczą moje włosy, moje wielkie, szkliste oczy, moje usta, te, które tak bardzo pragnęły Twoich, ręce wyciągnięte tak rozpaczliwie przed siebie, pragnące przytulenia, dotyku Twych dłoni, zimnych, zamarzniętych dłoni. Ciągle marzyłam o Tobie, widziałam Cię w moich snach, w moich fantazjach, do których wstydziłam się przyznać. Za każdym razem brakowało mi głosu, cichł on, zanim wydobył się z mojej krtani. A igły, wsadzone przymusem do środka, kaleczyły mnie tak okrutnie. Nie znałam słów, które potrafiłyby to opisać. To co czuję. Miłość. Tęsknotę. I te wszystkie inne względne pojęcia, palące skrawki mojego pociętego chamsko serca. Zostałam z niczym. Bo nawet te piękne myśli i epitety, które stworzyłam, nie są czymś. Są tylko urojoną fantazją, marzeniem, że ktoś taki jak Ty, mógłby czuć, to co Ty czułeś do mnie. Mimo że nigdy nie potrafiłeś tego zdefiniować. Oboje się baliśmy. Cierpieliśmy na lęk przed słowami, formułami, które stały by się zobowiązaniem do czegoś konretnego. Woleliśmy być wolni. Jak ptaki szybujące nad moim psychicznym grobem. Ale w końcu tak chcieliśmy.

5 listopada 2011

Milczenie jest zabójcą, więc otwórz buzię i powiedz, że zawsze już będziesz.

Czy mnie kochasz, czy nienawidzisz, czy chcesz do mnie należeć, chcesz być moim kochaniem, moim uniesieniem, moją inspiracją, tchnieniem życia, które będzie pchało mnie co dzień w stronę barier nie do ruszenia, czy zostaniesz moim słońcem, niebem, wszystkimi gwiazdami, słodkimi ustami, ciałem, które chcę pieścić każdego wieczora, człowiekiem, którego będę kochać, pożądać, obok którego będę chciała budzić się każdego ranka, zasypiać każdej nocy?

1 listopada 2011

Otwórz oczy, bo Twój egoizm mnie zabija.

Każda piosenka przypomina mi o Tobie, stawia przed oczyma wyimaginowany obraz, którego nigdy nie ujrzałam naprawdę. Ciągle jesteś we mnie, jako fantazja, chore wyobrażenia, nieosiągalny punkt poza zasięgiem mych dłoni. A chciałabym Cię dotknąć, schować mój niezgrabny nos w Twe zmierzwione włosy, utonąć w zapachu, którego nigdy nie czułam, a jednak tak silnie pożądam. Zachowujemy się jak zwierzęta, polujemy na siebie wzajemnie, ale ostatecznie boimy się podjeść. Dlaczego? Bo nie poradzilibyśmy sobie z myślą, że nasza najcenniejsza zdobycz pognała przed siebie i nigdy nie powróci. Bo uzależniamy się wzajemnie, oddziałujemy siłami, których nie da się opisać. Nikt nie zrozumie mechanizmu tego magnesu, który rozpaczliwie łka, gdy któryś z biegunów oddala się niebezpiecznie.

26 października 2011

Autodestrukcja w toku.


I powiedz mi teraz, dlaczego nie mogę się poddać, dlaczego nie mogę upaść i czekać, aż to się skończy i podzielę się na dwie części i pójdę w dwie różne strony w tym innym już świecie? Zawsze byłam silna i takim kazałam być wszystkim dokoła, a teraz mam po prostu ochotę usiąść i czekać na zagładę. Tak samotnie. Tak powoli. Tak bezboleśnie. Tak po cichu.

23 października 2011

Tęsknię za dotykiem, którego nigdy nie czułam.


Bądź przy mnie. Nie godzinę, czy dwie, ale cały dzień. Przytulaj mnie do siebie, mów, jak bardzo Ci zależy, dotykaj mych włosów. Bądź blisko, bo chcę czuć Twą obecność, zapach, którego jeszcze nie znam, fakturę Twej skóry i ciepło oddechu. Chcę wczuwać się w takt Twego głosu i ruchy różowiutkich ust, które chciałabym musnąć swoimi, mało idealnymi wargami. Pragnę Twojej bliskości, poczucia Twych kształtów i temperatury ciała. Więc chodź do mnie. I nie mów nic.

22 października 2011

Jesteś wszystkim, co chciałabym mieć, tak blisko, tak przy serduszku.


Wiesz co mi się śniło wczorajszej nocy? To, że byłeś przy mnie blisko, trzymałeś mnie za ściśniętą pięść i wychudzony obojczyk. Na tle świecących lamp patrzyłeś w moim kierunku i uśmiechałeś się, oddychałeś nawet w moim tempie, chociaż to może ja chciałam dostosować oddech do Twojego. Wyglądałeś niechlujnie, bo narzuciłeś na siebie morelową koszulkę, wygniecioną koszulę i przetarte jeansy, ale i tak wyglądałeś jak Bóg. Nie wiem tylko który. Jezus, Allach, czy jeszcze jakiś inny. Twoje oczy, koloru nie określonego, wtopiły się w moją twarz, której tak bardzo nie lubię i choć ręce trzymałeś wzdłuż tułowia, prawie jak na baczność, to miałam wrażenie, że jeździsz opuszkami palców po moim policzku, rozgrzanym niczym magma wypływająca z rozjuszonego wulkanu. Czułam się jak w niebie, jakbym stąpała po stabilnym, lecz niewidocznym piedestale; pięłam się do góry bez żadnego wysiłku. I wtedy dotknąłeś mej rozpalonej dłoni, a obraz rozmył się jak para uciekająca pędem z szyby. Zniknął cały ten piękny widoczek, pod powiekami została czarna plama z migotającymi kropkami.  

21 października 2011

Śniło mi się, ze byłeś.


Pierwsza nuta kojarzy mi się z tembrem Twego głosu; druga z dotykiem Twych szorstkich dłoni, trzecia z papierosami, którymi zawsze pachniałeś. I tak cały Ty chodzisz po pięciolinii, Twe imię odbija się rytmicznie w postaci przeraźliwego echa, które pożera mój czas.    

18 października 2011

Wczoraj znów, rzekomo po raz ostatni, popłakałam się na myśl o Tobie


Twoje oczy otwierające drzwi do niebios; Twe usta, słodkie jak letnie truskawki z białym cukrem; Twoje dłonie dające schronienie dla smutki; Twe oczy, które spalają największe lodowce na naszej drodze …
I to wszystko mogło być moje, a jednak zastałam zamknięte drzwi do niebios, nie dałeś schronienia dla mej duszy, tańczącej smutnego poloneza go kolejnym porzuceniu. Znów musi wirować samotnie gdzieś między pobratymcami i dostosować się do rytmicznych świstów powietrza.  

16 października 2011

Bywaj, towarzyszu mej romantycznej miłości.


Twe zimne pocałunki odbijają się echem od ścian mojego serca i nie pozwalają ugiąć kolan choć na chwilę; zmuszają mnie do wiecznej tęsknoty, pragnienia przytulenia Cię i nasłuchiwania, czy czasem nie przeszedłeś obok drzwi do mojej miłości.  

12 października 2011

Wykupiłeś na własność moje serce.

Chciałabym znaleźć szczęście. Ono jest mi w sumie niepotrzebne, bo i tak nie potrafię z niego korzystać, ale tak bardzo go pragnę, w sumie jak większość ludzi. Chcę mieć wszystko, o czym pomyślę i to poniekąd jest możliwe. Lecz nie do końca. Nie mogę mieć Ciebie, mimo tej więzi, która nas łączy, której nie ośmielę się nazwać miłością, bo i ta kiedyś pęka i zanika. Chciałabym móc przytulać Cię, gdy będzie mi źle, iść z Tobą do kina, by przegadać cały seans, chodzić do sklepu i wychodzić z pustym koszykiem, słuchać muzyki, która w pojedynkę byłaby kiczem, jeść potrawy, które śmierdzą, lub są okropne. Po prostu robić coś innego, wyjątkowego – bo we dwójkę, razem z ukochaną osobą, właścicielem mojego serca.

11 października 2011

Moją jedyną chorobą jest miłość.


Tęsknię za Tobą. Świadomość, że jesteś blisko zabija mnie. Gdy przewija mi się przez myśl fakt, że mogłabym biec do Ciebie o bosych stopach, mam taką cholerną potrzebę przytulenia Cię. Marzę, że kiedyś przyjedziesz, wyciągniesz przed siebie ręce ze świadomością, że tą przestrzeń pomiędzy nimi wypełni zaraz moje rozgrzane ciało. Bo ja Cę kocham, choć nie przyznam się nikomu. Jesteś moją taką słodką tajemnicą. Ukradłam Cię wszystkim innym ludziom i schowałam w moim serduszku, a Ty nawet nie protestowałeś. Zamieszkałeś u mnie, na stałe. A moje powieki moczą się tylko, gdy zasypiasz i udajesz martwego.  

10 października 2011

Żałosne jęki w stronę Twego kamiennego serca.

Moje ciało płonie, w oczach pojawiają się iskry. Łzy spływające po policzku od razu zamieniają się w parę. „Gotuję się”, gdy pomyślę o Tobie. Moje ciało nieodporne na ból, słaba psychika ciągną mnie w dół. Za każdym razem, gdy Cię widzę, ciśnie się na język kilka słów: zostań, kochaj, wróć.

8 października 2011

Bo nadal tęsknię. Nadal cierpię.

Jeśli znajdziesz kawałek mojego serca w jego organie to daj mi znać. Przeprowadzę operację, wytnę ten skrawek i przyszyję do siebie, bo jak widać bez tej tysięcznej cząstki nie potrafię być szczęśliwa.

7 października 2011

I uwierz, powinieneś teraz tutaj być, przytulić mnie i zaśpiewać jedną z naszych piosenek.

Obiecałeś, że będziesz zawsze obecny. Mówiłeś, że dla mnie pokonasz nawet największy sztorm, zabijesz wszystkie smoki, zaśpiewasz najgłupsze piosenki, że mógłbyś nawet oddać wszystkie sny. A jednak … Pozostały mi po Tobie tylko piosenki, które wysyłałeś mi każdego dnia, a ja, jak głupia, z szerokim uśmiechem słuchałam tych melodii i czytając tekst, szeptałam do siebie, że słowa tak pasują. Że są o nas. O mojej miłości.

6 października 2011

Mnie już nie ma, zniknęłam z ostatnimi marzeniami.

Zabierasz mi moje myśli, podkradasz je tak słodko jak siedem łyżek cukru w szklaneczce herbaty, z kruchymi ściankami pękającymi od mocniejszego uścisku. Pozbawiasz mnie złudzeń i kradniesz mi czas. Gubię się przez Ciebie w tykaniu zegarka, bo nigdy się tak nie czułam. I choć wiesz, bo mówiłam Ci, jak często o Tobie myślę, to jednak sądzę, że nie posiadasz mojej skali, która wydaje się być zbyt szeroko mierzoną. Ósma rano to dla mnie noc, lecz myśląc o Tobie mogłabym zarwać całe ciemne dwanaście godzin. Uzależniłam się tak mocno jak moja matka od krzyków, siostra od wyzwisk, a babka od kościoła.

5 października 2011

Tęsknota zamienia się w głaz, który noszę na łańcuszku.

Chociaż nie ma Cię tylko parę godzin, choć siedzisz na jakimś brudnym fotelu, oglądając znów ten sam widok i może myślisz o mnie troszeczkę, to mnie tęsknota rozrywa od środka. Mam ochotę krzyczeć do pustych ścian, położyć się skulona pod pralką i zapomnieć o wszystkim. I choć na chwilę o Tobie. Ulotnić się z tego świata, rozprysnąć jak bańka, jak kretowisko smutków. Zresetować siebie i uczucia. Zburzyć to cholernie toksyczne miasto.

4 października 2011

Życie w kadrze tęsknoty.

Gdy piszesz, że musisz znów odejść, zabijasz mnie po raz kolejny. Wycinasz mi serce, zgniatasz je i wyrzucasz gdzieś do odległego śmietnika. A ja wiem, że wrócisz, bo będziesz tęsknił. Będzie brakować Ci mojej czułości, zrozumienia i tych wszystkich bajerów, które dostawałeś ode mnie gratis, po prostu za to, że byłeś. Tylko, że nie wiesz, jak często myślałam o Tobie podczas tej nieobecności, trochę za długiej. I chociaż nie powiem Ci, jak bardzo tęskniłam, to wydaje mi się, że o tym wiesz. Każdego ranka i wieczora, który przychodził razem z księżycem wyobrażałam sobie jak to by było dotknąć Twoich dłoni, usłyszeć brzmienie wypowiadanych przez Ciebie słów. Chcąc zasnąć tworzyłam w myślach wiele historii, które były tak piękne i romantyczne, że aż niemożliwe. Przekraczałam wszelkie granice, zapominałam o rzeczywistości i oddawałam się w wir marzeń. I aż do dzisiaj musiałam to robić, byś pozostał choć częściowo przy mnie.  

3 października 2011

Chciałabym zresetować moje marzenia i te sny nie do spełnienia.

Jeśli nie chcesz, żeby moje serce zamieniło się w kamień i upadło gdzieś na ziemię, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu, to po prostu bądź przy mnie. Bo gdy znikasz granatowe niebo robi się blade, cukier za słony, a muzyka traci rytm, staje się tylko okropnym hałasem, denerwującym mnie bardzo mocno. I cała ta tęsknota zaczyna mnie przytłaczać. Kurczę się w oczach innych, jestem jakbym nieobecna, chociaż siedzę i słyszę wszystkie dźwięki wydobywające się z ich różowych ust.
Tęsknię za Tobą. Kocham Cię. Tęsknię. Kocham. Tęsknię. Pragnę i kocham. I to doprowadza mnie do obłędu. 

1 października 2011

Zostań matką moich nadziei, skrytką na mą miłość.

Nie bardzo wierzę w to, że szczęście przyjdzie do mnie samo, że uściśnie mą dłoń, patrząc mi przy tym głęboko w oczy. Może i jestem pesymistką, ale ja do szczęścia potrzebuję czegoś niemożliwego - uścisku Twojej dłoni, Twych delikatnych ust i męskich ramion, w których mogłabym skryć się z moimi łzami. Bo chciałabym, żebyś choć na jeden dzień zaadoptował mnie wraz z moimi smutkami, łzami i wierszami. Z całą moją miłością do Ciebie, której nie potrafię zgubić i oszukać. 

29 września 2011

Bo potrzebuję kogoś takiego jak Ty, kogoś kto otrzepie mnie z pozostałości snów.

Chciałabym po prostu Cię przytulić i zepnąć „dobranoc” pewnego wieczora, gdy nie spodziewałbyś się mnie wcale. Podobno lubisz niespodzianki. Zresztą chciałabym spędzić choć jedną końcówkę dnia w towarzystwie, które bezgranicznie lubię. No, bo wiesz, lubię Cię lubić, prawie tak mocno jak truskawkową galaretkę z puszystą, bitą śmietaną. Oczywiście żartuję. Lubię to tak, że każde porównanie wydawałoby się za słabe. Po prostu jesteś dla mnie ważny i nie mów, że to słodkie, bo przypomina to raczej rów bez dna, do którego wpadam po raz któryś tam, a jednak tak bardzo się boję- że mnie tam zostawisz i będę musiała spadać w dół nieustannie i wciąż, bojąc się przy tym każdego świstu powietrza. 
__ 

Z dedykacją dla Ciebie. <3
Bo jesteś ze mną tak długo i ciągle wierzysz, że jestem człowiekiem,
że mam serce, że potrafię kochać i stworzyć otoczkę bezpieczeństwa dla drugiej osoby. 
Po prostu za Twoją obecność, za to, że przenosisz mnie do nieba, zawieszasz na cienkiej nitce parę centymetrów nad ziemią. Za to, że mam kogo kochać i za kim tęsknić. 

27 września 2011

W Twoich oczach jestem już tylko garstką piasku na pustyni.

Kiedy lecę, czuję, że spadam i topię się w swoich oddechach. Gubię się w liczeniu, częstotliwość to moja zmora. Krztuszę się i wypluwam krew, wylatującą z moich tętnic. Krzyczę, ale nikt mnie nie słyszy, cały ten zgiełk wokół życia zagłusza mnie. Palę się. Skóra piecze i z białej staje się szarą. Odpada wielkimi kawałkami, a gałki oczne topią się i spływają po policzkach, które kiedyś lekko uniesione symbolizowały szczęście. Teraz jestem tylko popiołem, ziarenkami unoszącymi się z wiatrem we wszystkie strony. Dotykam ludzi. Jestem bliżej nich, niż normalnie, ale oni już mnie nie czują. Znieczulili się. Moja obecność jest dla nich jak stary chleb. Tylko słońce pogrążone w żałobie nie wstaje już zza horyzontu. 

23 września 2011

A ja znów na kolanach błagam o niespalanie mojego serca, które jest mi tak cholernie potrzebne.

Wiem, że to przeczytasz i wiem, że dotrze do Ciebie, że jesteś adresatem tej wypowiedzi. Brakuje mi Cię jak cholera, chociaż nie zdawałam sobie z tego wcześniej sprawy. Spaliłeś moje serce, a ja płaczę nad popiołem z niego. Nadal myślę o Tobie wieczorami wyobrażając sobie wiele sytuacji z Nami w roli głównej i chociaż nigdy nie dowiedziałeś się, że jesteś kimś więcej to mimo tego mam nadzieję, że tęsknisz za mną choć troszeczkę tak jak ja.

podpisano: złamane serce.

17 września 2011

Takie proste zagubienie, chwila zwątpienia i cały świat może runąć na głowę.

Wiesz, co mam przed oczami? Nie wiesz, no bo skąd. Mam tam Jego, chociaż nie wiem o kim mówię. Czy znów o mojej starej miłości, czy może o zakolczykowanym licealiście. Nie wiem, cholera nie wiem. Ale po prostu ten ktoś pod moimi powiekami wyciąga do mnie ręce, a ja tak bardzo chciałabym podejść. I utopić się w jego ramionach, zachłysnąć tempem oddechu. Ale nie wiem kto to jest, gdzie będzie czekał i kiedy przyjdzie.

Wystawiłeś mnie za drzwi jak zwykłą, nieużyteczną szafkę.

Już przestałeś mnie kochać, nauczyłeś się panować nad sobą, ogarnąłeś wszystko, co przypominało Ci o mnie. Odsunąłeś od siebie wszystkich bliskich, bo kojarzyli Ci się ze mną, odepchnąłeś każdego, kto miał tą słodką nutę romantyzmu, drzemiącą gdzieś we mnie, którą chciałam Ci ofiarować - za nic, za Ciebie, za Twój uśmiech, Twoje słowa, za nasze rozmowy do rana i za to jak słodko było mi czytać, że mnie kochasz, bo czasem miałeś słabszą chwilę i mówiłeś coś takiego by potem zawstydzony odpowiadać na moje pytania. Kochałam Cię prowokować, tak bardzo denerwować, ażebyś wyznał mi miłość. Uwielbiałam, gdy nazywałeś mnie głupkiem, bo nie wierzyłam w Twoje uczucie. A Ty po prostu oddałeś się mi, skoczyłeś w ogień i nigdy nie narzekałeś, że płoniesz.

13 września 2011

Gdy jesteś obok, gdy czuję Twoje ciało, zaczynam szybować po niebie.

Zanurzam się w moich fantazjach, jak w babcinej poduszce głowa złożona do snu. Unoszę się lekko myśląc, że jesteś tak blisko. Za każdym razem, gdy poruszam się w prawą stronę czuję Twoje usta na ramionach, dzielisz się ze mną oddechem, nasze serca współgrają. Mrok Ci służy, stajesz się bardziej odważny. Dotykasz mnie, drżysz subtelnie, mruczysz do ucha. Wydajesz się jakbyś nie był sobą. Przenosisz nas na nowy poziom ludzkiego wymiaru, jesteśmy wyżej, niż Ci wszyscy ludzie, stąpamy w niebiosa będąc jeszcze ludźmi. Zachowujemy się instynktownie jak zwierzęta, jak drapieżniki poszukujące łatwej ofiary. Bucha z Nas ogień i deszcz jednocześnie, jesteśmy burzą sprzeczności, wszelkich przeciwieństw. Równoważymy się horyzontalnie, czujemy nawzajem. Znam każdy zakątek twego ciała. Mimo tej błogości coś mnie wystrasza – otwieram oczy i wszystko znika. Nie ma już Ciebie, nie widzę Twego ciała okrytego tylko mrokiem. Jestem sama w ciemnym pokoju, w dużym łóżku, pod ciężką pościelą. Opadam niczym żelazna misa wypełniona wodą, która magicznie znika. Przedzieram się przez mgłę fantazji, krzyczę do pustych ścian, nawołując personę, która rozpłynęła się w jednej chwili, w ułamku sekundy. Gwałtownie opętała mnie samotność, chęć poczucia Twych niedotykalnych ust.  

Posiadanie własnego mordercy jest taaaak ekscytujące.

Wykańczasz mnie. Wrzucasz płonącą zapałkę do mojego gardła i stoisz kilka kroków dalej, po mojej lewej stronie. Po tej, po której zawsze stałeś. Po tej, z której zawsze płynął potok słów i wiele obietnic, których teraz nie śmiem wypowiadać. Tyle słów poszło na zmarnowanie, tyle pięknych epitetów na wykończenie. A teraz oboje tylko krzyczymy do pustych ścian pokoju, wbijamy paznokcie we własne palce, gryziemy wargi i to nie z przyjemności, ale tak mocno, że białe chusteczki są całe we krwi. Cierpimy. I tak naprawdę nadal nie wiemy, co nas łączyło. Magiczna, cienka nitka, błyszcząca, mieniąca się kolorami świata. Niby nie do przerwania, a jednak ledwo przetrwała natarcia ludzi, a potem sama pękła ze zmęczenia i sprawiła, że wszystko zniknęło. Że moje serce biło tak mocno i zaraz przestawało, żeby za chwilę znów zaczęło bić jak oszalałe. Czuję się jak schizofrenik, outsider. Inna. Opuszczona. Wiem, że oszalałam. Te wszystkie myśli, wspomnienia przepływają przez moje żyly w momencie, gdy coś zaczyna palić mnie od środka. Najpierw tracę wzrok, potem oddech jakby ucichł. Już nic nie wydawało cichego świstu, nastała cisza. A zaraz potem ciało padło na ziemię, skulone w kształt księżyca wchodzącego w pierwszą kwartę. I znów wszystko się skończyło.  

11 września 2011

Krótkie wspomnienie z najpiękniejszej chwili w moim życiu.

- Jesteś dla mnie Niebiem, jesteś ciągle i zawsze piękna. Jesteś po prostu moją muzą, dzięki której chce mi się wstawać i żyć nadzieją, że kiedyś Cię przytulę. - napisał Jej pewnego wieczora, gdy nie miała już sił.


-Ty zaś jesteś moim Słońcem, ogrzewasz mnie wewnątrz, motywujesz do nadludzkich działań, do tego, żebym miała siłę wierzyć w to, że przełamiemy bariery i mój sen się spełni i zobaczymy się przy TEJ fontannie i że będę mogła popłakać się na Twoich oczach. - odpowiedziała ze łzami w oczach.

10 września 2011

Ty, Ty, ciągle i zawsze tylko Ty.

Od wczoraj niebo kojarzy mi się tylko z Tobą. Nieważne są już te wszystkie gwiazdy, komety i cały księżyc ze swoim blaskiem. Zniknęły - straciły wartość na tle naszych romantycznie spędzonych chwil.  Od wczoraj liczysz się po prostu tylko Ty. Jesteś całym moim światem, szczęściem, smutkiem, dniem i nocą, po prostu niebem, które jest ze mną podczas każdego oddechu. 

6 września 2011

Bojąc się czegoś naturalnego to tak jakbyś uciekała przed własnym ciałem.

Nie bój się miłości, przecież jest tak piękna.
Dostarcza nam wrażliwości czułej na piękno.
Daje nam wiele pięknych dni i chwil razem spędzonych.
Otacza nas choć na nanosekundy uczuciem euforii,
Która rozpala naszą duszę, aż buchają z niej iskry.
Mimo tej wspaniałej otoczki nadal się jej boimy,
Uciekamy przed nią,
skrywamy się w najciemniejszych kątach,
by tylko jej nie otrzymać jako dar
w pięknym pudełku do naszych rąk.
Gonimy czubki palców stóp
I z powiewem wiatru płyniemy pod górkę.
Dlaczego, więc jej nie chcemy?
Prosto odpowiedzieć na banalne pytanie-
Rani za bardzo, za ciężkim kamieniem jest dla nas.

4 września 2011

Umieramy samotnie, a jednak razem.


Czuję bicie Twojego umierającego serca, każde tyknięcie zielonych żył, w których gromadzi się czerwona maź. Słyszę głośny stukot łez opadających razem z Tobą na dno, lecisz z Nimi tak gwałtownie, tak niespodziewanie, tak bez powodu i osadasz się na dnie. Twój krzyk przerywa głuchą ciszę wypełniającą mnie od środka, każe uciekać przed siebie, jak najdalej od zagłady. Ja jednak wbrew wszystkiemu, ogłuszona miłością biegnę do miejsca, gdzie jesteś uwięziony i wyciągam ręce wprost do ognia. Spalam się na Twoich oczach, a Ty nie możesz nic zrobić, jesteś uziemiony. U podnóża swoich nóg, które kiedyś biegały ze mną po łąkach i goniły szczęście masz wielkie kule; ręce, które kiedyś obejmowały mnie tak słodko, tak bardzo namiętnie, które przynosiły mi ukojenie i wnosiły do nieba, są całe poranione, kapie z nich krew; usta całujące tak pięknie, zachowujące się jak teleport do lepszego świata, zakneblowane i obklejone szarą taśmą. I teraz już oboje toniemy w naszych marzeniach, spalamy się w naszym uczuciu, bo nikt poza nami nie cieszył się ze szczęścia w naszych aurach, jesteśmy bezsilni i samotni, choć do śmierci razem.

1 września 2011

Ukradłeś mi to, co pozostało w moim skromnym posiadaniu - wielkie serce, które obdarzało wielkimi emocjami.


Nie wiem, co zalepia Ci oczy, czy szlam z miejskiej drogi, czy może taśma klejąca. Ale tak mocno trzymasz powiekę przy dolnych rzęsach, że nie możesz spojrzeć czystym obrazem na to, co robisz. Patrzysz przez pryzmat szklanki, szyby, czyl usterka. Widzisz to, co chcesz widzieć, nie to, co jest rzeczywistością. Dając Ci kartkę i długopis rysujesz symetralne jabłko, idealnie wyprofilowane serce, wykaligrafowane literki, ale przecież to wszystko wygląda inaczej. Choć staram się to nie daję rady ściągnąć Ci tych grubych szkieł ze źrenic, które barwią tęczówki na czerwony kolor. Miotasz się i rzucasz, ale to nic nie da. Przypinam Cię pasami do krzesła i tak po prostu mówię załamanym głosem wprost do twych uszu:

-Kocham Cię.

I odchodzę, idę nad rzekę i skaczę z krawędzi, szukając tego prawdziwego Ciebie, bo jesteś kimś, za kim pedzę na środki wszystkich dróg, kimś za kim szybuję między chmurami i próbuję Cię odnaleźć, byś oddał mi moją miłość i serce, które ukradłeś.  

31 sierpnia 2011

Miłość, miłość i jeszcze raz ... morderstwo psychiczne.


Mimo tego, że jestem dojrzalsza niż moje otoczenie, nadal jestem dzieckiem, które kocha bez powodu, bardzo, bardzo, bardzo mocno. I nie dostrzegam winy, która cofnęłaby to uczucie, choćby była zaznaczona markerem. Ale czasem ... ludzkie zachowanie budzi we mnie odrazę. Przestaję kochać, bo boję się odrzucenia. Negatywnego spojrzenia na moją emocję.

29 sierpnia 2011

Marzenia tak proste, tak piękne i jednocześnie tak niemożliwe.


Nie chcę być dla Ciebie jak poduszka, z której leci pierze. Ani jak porysowana płyta, czy nudny film. Chcę być dla Ciebie niekończącą się przygodą, kimś kogo możesz pokochać bezgranicznie, a uczucie nie dotrze do mety. Jak słodka truskawka, którą jesz ze smakiem. Ale nnie galową koszulką, którą wyjmujesz, gdy musisz. Wspólne życie nie musi być idealne, ważne żeby w dzień panowała radość, chcę nieść Ci nieskończone przygody, których zakończenie napiszesz sam, chcę po prostu być częścią Ciebie.  

28 sierpnia 2011

Mam kolejny milion pomysłów jak nie zmienić świata na gorsze.


To zawsze ja byłam tą złą, która psuła wszystko, co powstało. Zniszczącą jakąkolwiek nadzieję na lepsze jutro i szczery uśmiech na twarzach ludzi. Wbijałam wszystkim noże w brzuchy i patrzyłam przez lekko zamglone oczy jak ulatuje z nich cała krew, a razem z nią i dusza. Nie cierpiałam razem ze wszystkimi, tylko w odosobnieniu. Przez rzeczy, które powinny cieszyć, przynosić radość do bijącego serca. Tylko, że moje jest bijącym kamieniem. Twarde, zimne i ciężkie. Nie do przeniesienia, nie do ruszenia. Przez czternaście lat stoi w miejscu, puka tylko delikatnie gdzieś po lewej stronie klatki piersiowej, tak lekko, że momentami nie czuję jego obecności. I jest tak jakbym była pusta, kompletnie pusta.

26 sierpnia 2011

Wiem, że kolekcjonujesz martwe serca do słoików w piwnicy.


Po raz kolejny otwierasz me serce jak zwykłe drzwi i wchodzisz, nie pukając ani razu. Nie pytasz, czy nie jestem zajęta, czy mam ochotę Cię widzieć, po prostu jesteś i rozsiadasz się na kanapie, a wiesz, że nie jestem dość odważna by Cię stamtąd wygonić. Zawsze Cię wpuszczałam. Serce mogło być puste, albo i wypłenione po brzegi, aż tak, że zmuszone było powiększać swoje teoretyczne rozmiary. Małe, duże, zajęte, wolne, whatever. Ty zawsze w Nim siedziałeś nie posiadając dobrych zamiarów. Ciągle, wytrwale, powoli dążyłeś do mojej zagłady, czekałeś na autodestrukcję. Chciałeś, żebym wybuchła na Twoich oczach. Poniżona, samotna, a do tego bezbronna. 

25 sierpnia 2011

Chciałabym umrzeć za Ciebie.


Zabijasz mnie. Nie wiem jakich użyć słów, żebyś zrozumiał, że każde kolejne sześćdziesiąt sekund to męka jak na rozżarzonych węglach. Krzyk przedziera się przez każdą ze ścian w wielopiętrowym budynku wypełnionym ludźmi. Przeraża mnie ból jaki zadajesz mojemu ciału. Okaleczasz je biczami i każdym zbędnym słowem wbijasz w nie kolejny cierń. Krew płynie strumieniem po nogach, zostawiając trwałe siniaki. Z każdą strużką czerwonego płynu tworzy się coraz większa pajęczyna blizn. To już mnie nie boli, przywykłam do cierpienia. Ale posłuchaj mnie choć raz. Wyjdź, zabierz swoje rzeczy i wynoś się z mojego serca! Zmienię zamki, wstawię żelazne drzwi, kupię pełno badziewi, zrobię dosłownie wszystko, żebyś nie znalazł szczeliny, żebyś nie przeszedł do środka.  

Tysiąc złotych masek na tysiącu ludzi.


Nie jestem pewna jak dokładnie wyglądam, czy aby to, co widzę każdego ranka w lustrze nie jest kolejną maską, którą przybrałam z konieczności, która przylgnęła do mnie jak etykietka posmarowana klejem. Nie wiem, czy wielkie oczy w piwnym odcieniu należą do mnie, tak samo wystające obojczyki, płaski brzuch, rude włosy, a nawet nos, którego nie lubię. Uśmiecham się, chociaż to nie jest MÓJ uśmiech, należy do kogoś obcego. Wydaje się być szczery, pozornie pochodzi do szczęśliwej dziewczyny, która ma w życiu wszystko, ale tylko ja dostrzegam tę sztuczność, która powoduje dreszcze. Nowy dzień, kolejna rola. I tak każdego ranka. Życie z bazaru, za drobne groszaki wyciągnięte z dziurawego portfela, szare widoczki na starą chałupkę zza okna, monotonne kolory ścian, materializm bijący z wnętrza sypialni. Tak, to wchodzi w skład mojego posiadania.  

Nawet od oddychania można się uzależnić.


Miłość porównuje się do narkotyków, do uzależnienia. W pierwszej fazie smakujemy wytrawnie i powoli, delektując się nie znikającym szczęściem i podnieceniem. Potem coraz więcej, coraz śmielej, aż w końcu zatracamy umiejętność liczenia. Przedawkujemy raz, potem drugi i trzeci, aż nadejdzie taki czas, gdzie dzień bez narkotykowej libacji będzie dniem jak bez wody i jedzenia. To samo uczucie coraz częściej będzie towarzyszyło blisko serca. To właśnie ta potrzeba będzie rozpalała krew płynącą w żyłach. Samodzielnie myślące ciało będzie krzyczało i nawoływało o jeszcze. Druga faza to uświadomienie sobie zagrożenia wynikającego z naszego „przyzwyczajenia”. Trzecia zaś to nieudany odwyk i całe te pieprzenie, że to jest złe. I tak wkoło, pierwszy punkt tak niemożliwie rozległy będzie przeplatał się z trzecim, a z każdym kolejnym odwykiem uczucie będzie bardziej pokazywało przynależność do serca.

Po raz kolejny w roli głównej miłość.


Ja Go kocham, jak poduszkę do wypłakania, jak gorącą czekoladę z truskawkami. I co z tego, że to wszystko jest na chwilę, że to znika i znów się pojawia? Moja miłość jest tak bardzo różna od tych wszystkich innych, z kolorowego kółka otaczającego dzisiejszy świat. Moja miłość jest silniejsza, niż śmierć, która tylko ją umacnia. I jeśli ktoś myślał, że to, co było, po Twoim odejściu, mój drogi, zniknie to mylił się tak jak nikt nigdy.  

24 sierpnia 2011

Ani jednej kropli więcej, ani jednej łzy przez Ciebie.


Każde słowo wypowiedziane przez ludzi na Twój temat rozpierdala mnie od środka. Powoduje, że serce rozrasta się i dotyka mózgu, a zaraz potem wybucha i niszczy całe me wnętrze. Każda łza przeliczona na złoto zamienia się w piasek i to właśnie piasek sypie mi się z oczu. Każda myśl o Tobie włącza blokadę, barierę nie do przejścia. Zacinam się wtedy i nie potrafię nic zrobić, niczego dotknąć, wypowiedzieć najprostszego słowa. Siedzę jak wmurowana na podłodze i podziwiam płonący knot świeczki. Spalam się. Od środka. W całości. Szybko. Z cierpieniem. I nikt mi nie pomoże. Mimo wielu wyciągniętych w moją stronę dłoni żadna nie jest tak długa, aby sięgnąć w głębię, tam, gdzie ja siedzę.