1 września 2011

Ukradłeś mi to, co pozostało w moim skromnym posiadaniu - wielkie serce, które obdarzało wielkimi emocjami.


Nie wiem, co zalepia Ci oczy, czy szlam z miejskiej drogi, czy może taśma klejąca. Ale tak mocno trzymasz powiekę przy dolnych rzęsach, że nie możesz spojrzeć czystym obrazem na to, co robisz. Patrzysz przez pryzmat szklanki, szyby, czyl usterka. Widzisz to, co chcesz widzieć, nie to, co jest rzeczywistością. Dając Ci kartkę i długopis rysujesz symetralne jabłko, idealnie wyprofilowane serce, wykaligrafowane literki, ale przecież to wszystko wygląda inaczej. Choć staram się to nie daję rady ściągnąć Ci tych grubych szkieł ze źrenic, które barwią tęczówki na czerwony kolor. Miotasz się i rzucasz, ale to nic nie da. Przypinam Cię pasami do krzesła i tak po prostu mówię załamanym głosem wprost do twych uszu:

-Kocham Cię.

I odchodzę, idę nad rzekę i skaczę z krawędzi, szukając tego prawdziwego Ciebie, bo jesteś kimś, za kim pedzę na środki wszystkich dróg, kimś za kim szybuję między chmurami i próbuję Cię odnaleźć, byś oddał mi moją miłość i serce, które ukradłeś.