13 września 2011

Gdy jesteś obok, gdy czuję Twoje ciało, zaczynam szybować po niebie.

Zanurzam się w moich fantazjach, jak w babcinej poduszce głowa złożona do snu. Unoszę się lekko myśląc, że jesteś tak blisko. Za każdym razem, gdy poruszam się w prawą stronę czuję Twoje usta na ramionach, dzielisz się ze mną oddechem, nasze serca współgrają. Mrok Ci służy, stajesz się bardziej odważny. Dotykasz mnie, drżysz subtelnie, mruczysz do ucha. Wydajesz się jakbyś nie był sobą. Przenosisz nas na nowy poziom ludzkiego wymiaru, jesteśmy wyżej, niż Ci wszyscy ludzie, stąpamy w niebiosa będąc jeszcze ludźmi. Zachowujemy się instynktownie jak zwierzęta, jak drapieżniki poszukujące łatwej ofiary. Bucha z Nas ogień i deszcz jednocześnie, jesteśmy burzą sprzeczności, wszelkich przeciwieństw. Równoważymy się horyzontalnie, czujemy nawzajem. Znam każdy zakątek twego ciała. Mimo tej błogości coś mnie wystrasza – otwieram oczy i wszystko znika. Nie ma już Ciebie, nie widzę Twego ciała okrytego tylko mrokiem. Jestem sama w ciemnym pokoju, w dużym łóżku, pod ciężką pościelą. Opadam niczym żelazna misa wypełniona wodą, która magicznie znika. Przedzieram się przez mgłę fantazji, krzyczę do pustych ścian, nawołując personę, która rozpłynęła się w jednej chwili, w ułamku sekundy. Gwałtownie opętała mnie samotność, chęć poczucia Twych niedotykalnych ust.