Ty mnie nie potrzebujesz. Jestem tylko
jedną z dwóch milionów kobiet, tysięczną z rudymi włosami i
ciemnymi oczami, kolejną z bladą cerą i nienagannym stylem
wypowiedzi. Jedną z wielu, które pragną miłości, chciałyby
spocząć w Twoich męskich ramionach, otulić się na chwilę Twoim
zapachem, bliskością, której dostarczasz w tak podniecający
sposób. Ponownie jestem jakimś tam nieokreślonym ułamkiem, daną
częścią tych, które śnią o Tobie nawet w dzień. I gdybym miała
powiedzieć, czym dla mnie jest szczęście, podać definicję
miłości, tego uczucia przestawianego w romansach, to napisałabym
Twoje imię, zresztą jak wiele z tych, które gustują w smaku
Twoich warg. Po myślniku dodatkowo wypisałabym cechy Twojego
charakteru, opisała lirycznie Twoje oczy i usta, wyimaginowane
zresztą, dodała najlepiej zdjęcie i wycinki moich snów na
tęczowej wstążce z chmur. Mimo wszystko nadal pozostanę jedną z
milionów, które nie wyróżniają się niczym wspaniałym, które
są takie same we wszystkim, a jednak tak pozornie inne. I będę
taka do czasu, gdy nie poczujesz szybszego bicia serca, na widok
mojego imienia.