26 sierpnia 2011

Wiem, że kolekcjonujesz martwe serca do słoików w piwnicy.


Po raz kolejny otwierasz me serce jak zwykłe drzwi i wchodzisz, nie pukając ani razu. Nie pytasz, czy nie jestem zajęta, czy mam ochotę Cię widzieć, po prostu jesteś i rozsiadasz się na kanapie, a wiesz, że nie jestem dość odważna by Cię stamtąd wygonić. Zawsze Cię wpuszczałam. Serce mogło być puste, albo i wypłenione po brzegi, aż tak, że zmuszone było powiększać swoje teoretyczne rozmiary. Małe, duże, zajęte, wolne, whatever. Ty zawsze w Nim siedziałeś nie posiadając dobrych zamiarów. Ciągle, wytrwale, powoli dążyłeś do mojej zagłady, czekałeś na autodestrukcję. Chciałeś, żebym wybuchła na Twoich oczach. Poniżona, samotna, a do tego bezbronna.